
Po długim locie powitał nas Meksyk, tętniąca życiem stolica kraju, pełna egzotyki, kolorów i wielkomiejskiego zgiełku. Najpierw skierowaliśmy nasze kroki do Sanktuarium Matki Boskiej z Guadelupe. Tutaj ukazała się Maryja biednemu Indianinowi Juanowi Diego i pozostawiła swoje oblicze na jego szatach.
Gdy opuściliśmy Mexico City, najbardziej zatłoczone miasto na świecie, zwiedzaliśmy po kolei wszystkie najpiękniejsze zakątki tego kraju. Bardzo szybko wszyscy zaopatrzyli się w różnej wielkości sombrera, by móc stawić czoła upałowi. Gdzie tylko się pokazaliśmy, od razu przybiegali Indianie chcąc sprzedać swoje błyskotki, obrazki, chusty, figurki. Czego się nauczyliśmy? Handlowanie należy do dobrego tonu!
Wieczorami, po zakwaterowaniu w hotelach i kolacji (czasami dość egzotycznej jak np. kurczak w czekoladzie chili), chętnie przechodziliśmy na styl Meksykanów, dla których życie zaczyna się toczyć dopiero po zmroku. Spacerowaliśmy po pięknie oświetlonych ryneczkach, zamawialiśmy meksykańskie przysmaki jak piwo z sosem chili, a każda uliczka tętniła muzyką Mariachi. W naszej grupie nigdy nie brakowało śmiechu, nawet wtedy, gdy nadeszła próba skosztowania słynnych koników polnych przyprawionych, jakby inaczej, sosem chili.
Cały czas towarzyszyły nam piękne krajobrazy przesycone soczystą zielenią dzięki trwającej porze deszczowej (o godzinie 18-tej padało, można by powiedzieć, że z dokładnością zegarka). Zachwycaliśmy się wielkimi kaktusami, a zwłaszcza agawami, z których można zrobić wiele rzeczy, miedzy innymi papier, włókna do szycia materiałów, i alkohol. Podczas degustacji nauczyliśmy się, że tequili nigdy nie wolno pić bez soli i limetki, i że mezcal, czyli wódka z robakiem, to nie żart. Zwiedziliśmy wiele pięknych świątyń, w których mogliśmy sprawować codzienną Mszę Świętą. Przed sanktuariami napotykaliśmy pomniki naszego największego rodaka Jana Pawła II, który swoją pierwszą pielgrzymkę odbył właśnie do tego kraju.
Dziękujemy Panu Bogu i Matce Boskiej za otrzymane łaski, naszemu Księdzu Krzysztofowi za opiekę duszpasterską, naszym przewodnikom, którzy przybliżyli nam ten cudowny kraj i nam wszystkim za rodzinną wspólnotę. I tak naprawdę, to jeszcze nic się nie skończyło, ponieważ owoce naszego pielgrzymowania będą nam towarzyszyć cały czas.
Kasia Kasperlik